piątek, 18 października 2013

Podziemia świątyni, której nie było - opowiadanie

Choć w tym tygodniu nie prowadzę sesji, za to z prawdziwą przyjemnością przedstawiam opowiadanie, opisujące ostatni epizod przygody, którą ostatnio prowadziłem w systemie Diadem. Drużyna, brnąc coraz głębiej w podziemiach, odkryła o jeden sekret za dużo i stawiła czoło najpotężniejszym przeciwnikom. W zasadzie, powinni byli zginąć. Jednakże...


Asirra powoli otwierała oczy. Ból promieniował od piersi na całe ciało. Jęknęła cicho, rozglądając się. Nie widziała nic. Potrząsnęła głową, oszołomiona, szybko jednak poczuła, jak kiepski był to pomysł. Ból eksplodował i teraz miała wrażenie, jakby w jej czaszce tkwił topór. Tymczasem kształty powoli wyłaniały się z mroku, gdy wracała jej świadomość. Najpierw rozmazane, później coraz wyraźniejsze zarysy tunelu, tak bardzo podobnego do tego, w którym byli ostatnio. Próbowała sobie przypomnieć, co się stało. Przed oczami jej wyobraźni stanął potężny smoczy rycerz, biegnący na nich z uniesionym już do ciosu dwuręcznym mieczem. Z drugiej strony wyłonili się kusznicy. Salwa, uderzenie, gwałtowny ból w piersi.

Tymczasem szli. A raczej ktoś, kto ją pojmał, szedł. Ona była ciągnięta po ziemi jak kukła, jak szmaciana laleczka, obijając się o posadzkę. Obejrzała się za siebie. Schody. Zaklęła szpetnie w myślach, widząc kilkanaście stopni tonących w mroku. Nie wiedziała, ile czasu minęło. Kevrosa razem z którym biegła, ciągnięto teraz po ziemi, tak jak i ją. Nie była tu sama. Myśl ta dawała niejaką pociechę, jednak odezwanie się do towarzysza przekraczało jej możliwości - przynajmniej w tej chwili.
Usłyszała trzask drzwi, poczuła nagłe szarpnięcie. Ktoś poderwał ją w górę i zmusił, by usiadła. Trzymali mocno za jej ręce, nie pozwalając na poruszenie. Powiodła wokół spojrzeniem, chcąc wiedzieć tylko, gdzie jest. Zauważyła, że Kevrosa  przypięli do pobliskiego stołu - leżał tam, blady, jego białą koszulę, wystającą spod zbroi, zdobiły teraz czerwone plamki. Sama skórznia nie wyglądała lepiej, poszarpana i pełna śladów krwi. Elf nie miał tarczy, ani swej broni - tak jak i ona. Musieli ich rozbrajać, choć nie pamiętała tego.
Niedaleko stały najeżone kolcami fotele, klatki, stół z pasami do przytrzymywania rąk i nóg, wielkie koło... szarpnęła się lekko, ale trzymający ją ludzie nie pozwolili na dalsze protesty, całkowicie ją unieruchamiając. Półprzytomna, usilnie starała się myśleć. Sala tortur... zabrali ich do sali tortur...
- Przygotujcie ich. Zaraz się nimi zajmę - usłyszała. Głos był twardy, szorstki i dziwnie dźwięczący Podniosła nieco głowę, by spojrzeć na potężnego mężczyznę. Miał niemal dwa metry wzrostu, zbroję płytową i hełm, ze smoczymi skrzydłami po bokach, zakrywający całą twarz. 
Allimeno broń... smoczy rycerz... jęknęła w duchu, nie odzywała się jednak. Patrzyła na niego półprzytomnym wzrokiem, odwzajemniając jego płomieniste spojrzenie. Po chwili coś powiedział, tym razem jednak nie zrozumiała. Mówił w swym dziwnym, chrapliwym języku. Ktoś inny kręcił się przy stołach, wyjmując lśniące, wypolerowane i ostre jak brzytwa noże, a także powyginane pręty, które po chwili wsunięto do ognia, buchającego w piecu obok. Jej wzrok zarejestrował jeszcze jakieś bicze, czy raczej pejcze z hakami, po uderzeniu wyrywające zapewne kawały mięsa...
Wtem drzwi do tej komnaty otworzyły się z hukiem i Asirra odruchowo spojrzała na nowoprzybyłego. A raczej nowoprzybyłą - rozpoznała w niej Thalaanę, drugiego smoczego rycerza, nie nosiła ona hełmu i widać było po niej zmęczenie. Podeszła do swego towarzysza i wszczęła z nim dyskusję. Więźniowie nie mieli wątpliwości o co, a raczej o kogo rozgrywa się ta zacięta bitwa na argumenty, nawet jeśli język brzmiał dla nich obco, bowiem Thalaana co i rusz na nich spoglądała. W końcu najwyraźniej postawiła na swoim. Oboje zostali oswobodzeni z więzów na jej rozkaz, jednak nie byli w stanie utrzymać się samodzielnie na nogach. Widząc to Smoczyca podeszła, złapała ich w pasie, po czym zarzuciła ich sobie, po jednym na każde ramię, niczym worki z paszą, i wyszła. Szybko mijała korytarze, lecz Asirra już nie widziała, dokąd zmierzają. Wyczerpanie i rany dały o sobie znać. Zamknęła oczy i pozwoliła odpłynąć swojej świadomości.

Poczuła nagłe uderzenie, gdy Thalaana zrzuciła ich z ramion na ziemię. Jęknęła z bólu - ledwo co zamknięte rany po postrzale znów się otworzyły, na zbroi dziewczyny po raz kolejny pojawiła się świeża krew. Ktoś do niej podbiegł, przyklęknął obok i podtrzymał jej głowę. Jak przez mgłę dostrzegła Sheri - Półelfka trzymała przy jej ustach małą buteleczkę z czerwonym, połyskującym płynem. Asirra znała ten środek. Miała szczerze dość eliksirów, marzyła o tym, by w końcu wrócić do łóżka na dłużej niż godzinę czy dwie. Przyjęła jednak niechętnie lek, wiedząc, że bez niego niewiele będzie w stanie zrobić, po czym westchnęła, zaskoczona. Powinna już przyzwyczaić się do tego uczucia, przez ostatnie dwa dni ratowała się podobnymi specyfikami już parokrotnie. Czuła, jak energia przeszywa jej ciało, rany zamykają się, a mgła, przesłaniająca jej umysł, nareszcie ustępuje. Odetchnęła głębiej, z ulgą.
- Dzię...
- Które z was jest magiem? - usłyszała pytanie, wypowiedziane zimnym, kobiecym głosem. Podniosła wzrok, mimowolnie wiedząc, że te słowa są skierowane do niej. Do niej i Kevrosa, który w tej chwili był pojony eliksirem przez Miriah. Elfka dostrzegła na jej ciele ślady po rozległych poparzeniach i zadrżała. To nie mógł być zwykły ogień, pomyślała. Pytanie Smoczycy na kilka sekund zawisło w powietrzu, które nagle zrobiło się jakby ciężkie i duszne.
- Ja, Thalaano - odparła w końcu Asirra. Wzrok, równie zimny co ton głosu przyszpilił Elfkę do podłogi. - Ja jestem magiem.
- A więc to twoje zadanie, by nas stąd wydostać. Masz godzinę, później powrót do lochów będzie waszym najmniejszym zmartwieniem.
Mimowolnie skinęła głową. Jak mogła odmówić? Rozmawiała ze Smokiem.
- Ale...
- Znasz jakiś sposób na wydostanie nas stąd? - warknęła kobieta.
- Ja... - przełknęła. Przejrzała szybko w pamięci wszystkie zaklęcia, jakich nauczyła się w ciągu swego życia. Owszem, słyszała o zaklęciu teleportacji. Nawet znała jego działanie. Nigdy dotąd nie miała okazji zobaczyć je w praktyce. - Znam sposób, ale... potrzebowałabym sporo czasu na przygotowania i nie gwarantuję, że...
- Masz godzinę. Rób, co w twojej mocy.
Spuściła głowę.
- ...dam radę - dodała szeptem, ale potem pokiwała głową i wstała chwiejnie, przyciskając dłoń do piersi. Wciąż jeszcze nie odzyskała swoich sił. Ale po chwili uznała, że raz jeszcze skorzysta z magii.
- Thalaano? Czy mogę użyć tych eliksirów? - wskazała na drewniane półki, po brzegi wypełnione różnokolorowymi flakonami, po czym spojrzała na dwie księgi, przypięte łańcuchem do stojaka. - I ksiąg?
Kobieta przerwała swój spacer wokół sali i spojrzała tymi swoimi oczami, a dziewczyna od razu odwróciła wzrok. Nie chciała patrzeć w nienaturalnie błękitne tęczówki. Smoczyca jednak patrzyła na nią tylko przez chwilę, potem wzrok przeniosła na swoje jaja. Trzy z nich już przyniesione, leżały teraz bezpieczne przy fotelu w rogu laboratorium. Ich miękka otoczka błyszczała lekko, gdy padało na nie światło lamp.
- Rób co musisz - powiedziała w końcu.
Asirra skinęła wzrokiem i podeszła do szafek. Wyjęła z nich kilka eliksirów, które rozpoznawała. Niewiele tego było, ale musiało wystarczyć. A potem wypiła szybko kolejny "uzdrawiacz" i z ciężkim westchnieniem stanęła przy księgach, zabierając się do pracy. 
Elfka przewracała kolejne karty starego woluminu, mrucząc cicho do siebie. Użyte zaklęcie, które poznała w czasie studiów i które uratowało wtedy jej tytuł uzdrowicielki, znów okazało się nieocenione. Dzięki niemu, była w stanie w przeciągu minut poznać całą wiedzę, jaka zawarta była na pożółkłych stronicach. Zrozumienie języka nie było również problemem - już wcześniej rozróżniała wiele słów, ale gdy rzuciła ten czar, tajemnice księgi stanęły przed nią otworem. 
- A więc to tak... - wyszeptała nagle, wyrywając towarzyszy z apatii. Spojrzeli w jej stronę, ale dziewczyna nie odrywała się od pracy, jakby szykowała się do egzaminu. Jak kiedyś, nim jeszcze uciekła z rodzinnego kraju. Potrząsnęła głową, pozbywając się niechcianych wspomnień. To było tu i teraz, przeszłość nie była ważna. Nie w tej chwili.
- To... to może my przyniesiemy ostatnie jajo... - bąknęła Sheri, spoglądając na towarzyszkę. Nie chciała jej wyrywać ze skupienia, tym bardziej, że ta najwyraźniej do czegoś w końcu doszła, wyjęła oto pergamin i zaczęła kreślić na nim tajemnicze symbole. 
- Pomogę ci - zaoferowała Miriah i złapała kosz, w którym przyniosły poprzednie jaja, po czym pobiegła za Półelfką. Nerwowy nastrój zaczął się udzielać i jej. Thalaana też wyglądała na zniecierpliwioną.
- Długo jeszcze? Masz już coś? - zapytała w końcu. Elfka skinęła głową.
- Coś mam. Potrzebuję jeszcze tylko...
ŁUP! Ktoś załomotał w drzwi, Asirra w jednej chwili umilkła, a Smoczyca podeszła i uchyliła je. 
- Czego?! - warknęła.
Kątem oka dostrzegli strażnika świątynnego.
- Pani Thalaano, czy wszystko w porządku? - usłyszeli owego mężczyznę. Głos miał grzeczny, nawet wystraszony nieco.
- Tak. Przesłuchuję więźniów. I mówiłam, żeby mi nie przeszkadzać! - dodała, po czym zatrzasnęła drzwi i wściekła podeszła do Asirry. - Czas się kończy, rozumiesz? Kaci już się nie mogą doczekać!
Elfka pokiwała szybko głową.
- Jestem gotowa... chyba... przygotujcie się. Znasz jakieś miejsce, gdzie mogłabym nas przenieść?
Smoczyca odetchnęła, ochłonęła i zamyśliła się. 
- Jest taka mała wyspa na środku morza - jeśli to w czymś pomoże. 
Czy w jej głosie pobrzmiewała drwina? Asirra zagryzła wargi. Według instrukcji z księgi musiało to być miejsce, które doskonale znała. W którym sama czuła się bezpiecznie. O wyspie co prawda wiedziała, ale nigdy na niej nie była...
- Thalaano... mam inną propozycję. Ja muszę to miejsce znać i... znam jedno. Takie, gdzie zaopiekują się tobą i jajami. Są tam osoby, które cię nie wydadzą. Miejsce, gdzie nikt cię nie znajdzie.
- Tak?
Czarodziejka podeszła do niej.
- To Biały Las w Ytrenni. Tam kapłanki się tobą zajmą. Nie znam bezpieczniejszego miejsca - wyszeptała jej do ucha, a smoczyca po chwili namysłu skinęła przyzwalająco głową.
- Niech tak będzie.
- Stańcie wszyscy wewnątrz kręgu! - zawołała Elfka, odkorkowując kolejny eliksir. Musiała uzupełnić swoje nadwątlone zapasy mocy przed tak skomplikowanym zaklęciem. W międzyczasie odmówiła cichą modlitwę do swej bogini. Ryzyko istniało, a nie chciała zginąć, nie jednając się z nią. Potem podeszła do towarzyszy i zamknęła oczy. Czuła jak moc przepełnia jej ciało. Nigdy jeszcze nie zgromadziła jej w takiej ilości. Miała wrażenie, że całe pomieszczenie wręcz się rozrywa, ściany odkształcały się... wyszeptała formułę, po czym nagle wszystko wokół zapadło się w sobie, niesione falą magii tysiące głosów i obrazów przepłynęły przez jej świadomość, a potem była tylko ciemność... i cisza.
Upadli na miękką trawę. Wokół nich rósł las - piękny, skąpany w srebrzystej poświacie. Każde drzewo lśniło bielą, każdy kwiat, listek i gałązka. Duchowa energia emanowała z nich, każde szumiało, nucąc swą łagodną, cichą pieśń. Ale Elfka tego nie słyszała. W chwili, gdy jej stopy dotknęły zielonej trawy, pociemniało jej przed oczami. Zachwiała się i osunęła na ziemię. W dłoni jednak nadal ściskała mocno księgę z zaklęciami, która przeniosła się wraz z nią. Przesunęła wzrokiem po towarzyszach, na jej twarzy zabłysnął blady uśmiech.
- Allimeno... udało się - wyszeptała, po czym na powrót zapadła w błogą nieświadomość. 

Autor: Asirra
Korekta: Andre

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz, co myślisz. Każda uwaga jest pomocna! Napisany komentarz pojawia się z opóźnieniem, ale bez obaw - jeśli piszesz kulturalnie i na temat, nie zniknie.